Z Kanady trafił do Polski. "Szok, czułem się jak w filmie"
Source: Przegląd Sportowy
Jarosław Koliński: To chyba paradoks, że kiedyś rodzice wyjechali z Polski do Kanady za lepszym życiem, a ty za lepszym życiem - piłkarskim - pokonałeś odwrotną drogę.
Dominick Zator (piłkarz Korony Kielce): Tata często się z tego śmieje. Mówi, że nie po to tak mocno zabiegał o wyjazd z Polski, żebym ja teraz do niej wracał. Ale oczywiście żartuje. Sam widzi, jak Polska się rozwinęła przez te lata. To już zupełnie inny kraj. Rodzice wyjechali ponad 30 lat temu, w Polsce panowała komuna. Tata miał w Kanadzie przyrodnią siostrę, a mama - koleżankę. Dzięki temu dostali szansę i z niej skorzystali. Co ciekawe, rodzice wcześniej się nie znali - mama pochodzi z Otwocka, a ojciec z okolic Opola - spotkali się dopiero tam, w Calgary.
Bardzo dobrze mówisz po polsku. Rodzice o to zadbali?
Tak, bardzo im zależało, żebyśmy z bratem mówili po polsku. W domu obowiązywał tylko ten język. Mało tego, musiałem chodzić do szkoły na specjalne lekcje. Bardzo tego nie lubiłem. Z dwóch powodów. Pierwszy: zajęcia odbywały się w soboty, co mnie denerwowało, bo koledzy w tym czasie się bawili i odpoczywali od szkoły. A drugi: gdyby chodziło tylko o naukę języka, byłoby łatwiej. Ale na tamtych lekcjach trzeba było np. uczyć się historii Polski, co młodemu chłopakowi sprawiało trudności.
Dzisiaj jednak doceniam to wszystko i widzę, jak było ważne, by mówić w drugim języku. Chociaż teraz jest trochę śmiesznie, bo mama i tata mówią do mnie po polsku, a ja często odpowiadam po angielsku. Śmiejemy się, że rozmawiamy w języku "ponglish".
Kanada kocha hokeja. Dlaczego zatem zostałeś piłkarzem?
Tata od małego pchał mnie do piłki. Mówił, że w Europie to sport numer jeden. Inna sprawa, że hokej jest dyscypliną drogą, koszty zakupu ochraniaczy, kijów i całego sprzętu były wysokie. Nie wiem, czy to miało dla rodziców znaczenie, nigdy ich o to nie pytałem, ale wydaje mi się, że zachęcając mnie to piłki, także ten czynnik mogli wziąć pod uwagę. Koledzy Kanadyjczycy namawiali mnie do hokeja, mówili, że to sport dla twardzieli, a nie jak piłka, gdzie zawodnik zostanie lekko sfaulowany i już się przewraca. Ale nie dałem się przekonać. Hokej lubię, ale od zawsze wolałem piłkę.
Trudniej w Kanadzie zostać piłkarzem niż hokeistą?
Zdecydowanie. Dzisiaj się to zmienia, bo powstaje coraz więcej hal, w których można kopać piłkę także zimą. Liga się rozwija, co widać też po wynikach reprezentacji Kanady zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Ale w czasach mojego dzieciństwa w soccer można było grać przez jakieś 5-6 miesięcy w roku, resztę czasu spędzaliśmy na starych salach gimnastycznych, gdzie dawano nam do kopania coś, co przypominało piłkę, ale nią nie było. Tak więc pół roku trenowałem w taki sposób i pół roku w inny. To było dziwne, ale nie miałem wyboru.
Dlatego mam satysfakcję, że mimo tych trudnych warunków udało mi się zostać profesjonalnym zawodnikiem. Miałem w Kanadzie kolegów, którzy byli bardziej utalentowani niż ja, ale oni na jakimś etapie rezygnowali. Ja byłem zdeterminowany, żeby dotrzeć do celu. A było nim to, żeby móc kiedyś grać na dużych stadionach i przy licznej widowni. I to mi się udało. Na stadionie Korony Kielce atmosfera jest fantastyczna, ale jak gramy na wyjeździe, też się cieszę, bo stadiony są w Polsce piękne.
Podobno byłeś pod wrażeniem, jak graliście w Warszawie na Legii.
To był mój debiut w Ekstraklasie i na zawsze zapamiętam ten moment. Wyszedłem na murawę i byłem w szoku. Poczułem się jak w jakimś filmie. Ładny stadion, głośni kibice... Miałem wrażenie, jakbym wyszedł z własnego ciała i patrzył na siebie z boku, mówiąc: "zobacz, gdzie jesteś". Na mecz przylecieli moi rodzice. Nie wiedziałem, gdzie siedzą, ale wiedziałem, że są ze mnie bardzo dumni.
W Kanadzie poziom jest słabszy. Stadiony są małe, przychodzi po kilka tysięcy ludzi. A jak jakiś zespół gra na wielkim obiekcie futbolu amerykańskiego, to ta garstka ludzi ginie na nim. Sama liga może byłaby lepsza, ale koszty utrzymania klubów są ogromne. Wszystko z powodu odległości, jakie trzeba pokonywać na mecze. Jeśli spotykają się dwie drużyny z różnych krańców kraju, na mecz lecą nawet po siedem godzin, z przesiadką w Toronto. To dużo kosztuje.
Przeniosłeś się z Kanady do Polski, żeby zrobić krok do przodu w karierze?
Zdecydowanie tak. Zawsze chciałem trafić do Europy, bo tu jest wyższy poziom. To było dla mnie bardzo ważne. Kiedy zostałem powołany do reprezentacji Kanady, trener był ze mnie zadowolony, ale dodał, że jeśli chcę się dalej rozwijać, muszę wyjechać. "Pojedziesz do Europy, pomożesz Kanadzie" - mówił. Na treningach kadry spotkałem takich graczy jak Junior Hoilett czy Alphonso Davies i przekonałem się, że są na jeszcze większym poziomie niż ja. Wtedy moja determinacja do wyjazdu była jeszcze większa.
Wyjechałeś dość późno, dopiero w wieku 28 lat.
Chciałem wcześniej, ale moje plany pokrzyżował COVID, który się przeciągał i wszystko opóźnił. Miałem kilka opcji wyjazdu do Anglii, ale Brexit zamknął niektóre drzwi. Więc kiedy w ubiegłym roku dostałem ofertę z Polski, uznałem, że spróbuję. Wiedziałem, że będzie mi łatwiej, bo znam język. I jestem bardzo zadowolony ze swojego pobytu. W poprzednim sezonie pomogłem Koronie utrzymać się w lidze, gram w każdym meczu. Cieszy, że trener mi ufa, zawsze chce mieć mnie na boisku. Ekstraklasa to bardzo dobre miejsce, żeby się pokazać i wybić jeszcze wyżej. Pokazuje to przykład choćby Michała Skórasia, który z Lecha pojechał do Belgii.
Pierwsze wrażenia po przylocie do Polski?
Bywałem w Polsce wcześniej jako dziecko, bo mam tutaj rodzinę. Zapamiętałem szare bloki i ciasne mieszkania. Trochę mnie to przerażało, bo w Kanadzie wszystko było większe, wygodniejsze. Ale to było 20 lat temu. Dzisiaj Polska to już zupełnie inny kraj, też żyje się tu wygodnie, nowocześnie.
Kanadyjczycy i Polacy bardzo się różnią?
Tak. Pamiętam swoje pierwsze dni. Spacerowałem sobie po chodniku albo po parku i uśmiechałem się do ludzi. Ale ku mojemu zdziwieniu nie odpowiadali tym samym, tylko sprawiali wrażenie, że im się nie podoba, że się uśmiecham. Byli wręcz źli. "Co się dzieje?", zastanawiałem się. Byłem przyzwyczajony do czegoś innego. W Kanadzie uśmiechamy się do siebie, pozdrawiamy na ulicach. Oczywiście nie wszyscy, ale w 70 proc. przypadków ludzie są nastawieni do siebie życzliwie. Jak jesteś w sklepie i przypadkiem kogoś potrącisz, to usłyszysz "przepraszam", chociaż to ty zawiniłeś. Kanadyjczycy nie chcą się ze sobą kłócić, nie lubią konfrontacji. Wolą powiedzieć "sorry" i uniknąć konfliktu.
Te różnice widać też wśród kierowców?
Na sto procent. Jak w Polsce jesteś na autostradzie i zmieniasz pas na lewy, żeby wyprzedzić inny samochód, zdarza się, że za tobą za chwilę znajduje się inny pojazd, który jedzie jeszcze szybciej i zniecierpliwiony mruga światłami, żebyś szybko zjechał. Kierowcy są bardziej agresywni, spieszą się. Ale w Kanadzie ludzie gorzej prowadzą auta. Nie rozumieją, że lewy pas służy do wyprzedzania, a po tym manewrze należy wrócić na prawy. Tam dwa auta potrafią jechać obok siebie przez 20 minut, zajmując oba pasy. I temu z lewej strony wydaje się, że wszystko jest okej, skoro nie przekracza limitu prędkości.
Odpoczywasz w Polsce od zimy?
Oj tak. W Kanadzie zimą są o wiele bardziej surowe, potrafi być -40 st. C. Bywają dni, że nie jesteś w stanie wyjść z domu, bo skóra boli. Jak w styczniu 2023 r. przyleciałem do Polski, usłyszałem pewnego dnia, że spadł największy śnieg od 20 lat. Tylko się śmiałem.
Jesteś Kanadyjczykiem czy Polakiem?
Pół na pół. Jestem Polakiem, bo mam rodziców z tego kraju i rodzinę tutaj. Mówię po polsku. Ale urodziłem się w Kanadzie i spędziłem tam prawie całe życie.