Ocieplenie klimatu korzystne? Były radny odleciał w majówkę [KOMENTARZ]
Source: Onet.pl
Były krakowski radny - Łukasz Wantuch, znów zszokował. Tym razem chodzi o zmiany klimatu.
Pan Łukasz Wantuch, wynalazca elektrycznej przyczepki pchającej do samochodów, a do niedawna także związany z PSL radny Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa, lubi od czasu do czasu podzielić się swoimi oryginalnymi przemyśleniami. Ostatnio na przykład popełnił taki oto wpis na temat korzyści płynących jakoby z ocieplenia klimatu:
*Prezentowana treść nie jest stanowiskiem Onetu, ale opinią autora. Tekst ukazał się w serwisie SmogLab.pl. Materiał pokazujemy w ramach Programu Partnerskiego Onetu.
Jeśli ktoś z Państwa nie zajmuje się na co dzień tematem zmiany klimatu, może nie docenić w pełni, jak bardzo głupie i złe rzeczy napisał tu Wantuch. Zacznijmy jednak od kwestii, w których Pan Łukasz ma rację. I gdzie można się z nim z czystym sumieniem zgodzić.
Były krakowski radny nie zaprzecza temu, że obecne ocieplenie klimatu jest spowodowane spalaniem paliw kopalnych - nie jest więc negacjonistą klimatycznym. Ma też rację, pisząc, że zmiana klimatu rodzi "określone katastrofalne konsekwencje dla sporych części naszej planety".
Znacznie gorzej jest już z wnioskami, jakie wyciąga, oraz z bilansem strat i korzyści, jaki szkicuje.
Po pierwsze, jeśli wiemy, że konsekwencje globalnego ocieplenia najprawdopodobniej będą katastrofalne dla "sporych części naszej planety", to naturalne jest pytanie, co się stanie z ludźmi, którzy tam obecnie mieszkają?
Wantuch niespecjalnie zdaje się przejmować ich losem - w każdym razie nie pisze na ten temat ani słowa. Cóż, różni ludzie mają różny poziom wrażliwości na cierpienie innych. Łukasz Wantuch już kiedyś udowodnił, że empatia nie jest jego najmocniejszą stroną, gdy jeszcze jako miejski radny proponował pozbycie się bezdomnych z centrum Krakowa. Wantuch napisał wtedy m.in.:
"Chciałbym, żeby Planty były pięknym miejscem, które może być naszą dumą. Ozdobą, którą pokazujemy znajomym i turystom. A teraz Planty pełne są śpiących, pijanych, brudnych i śmierdzących osób, a rozdawanie jedzenia w tym miejscu przyciąga ich jeszcze więcej".
Zostawmy jednak teraz kwestię losu ludzi z terenów, które niedługo nie będą się nadawały do zamieszkania w wyniku zmian klimatycznych. I którzy mieli pecha nie urodzić się, powiedzmy, w Kanadzie.
A najlepiej w Europie tak jak Wantuch, według którego "ocieplenia zawsze dawały więcej plusów". No a w dodatku "gigantyczne susze i pożary są równoważone przez przesunięcie strefy wegetacji daleko na północ".
Serio? W jakim sensie są równoważone? Jak ma na tym skorzystać Polska? I jakie niby plusy ma na myśli Łukasz Wantuch?
Zacznijmy od "przesunięcie strefy wegetacji" na północ. Naprawdę sytuacja wygląda tu niestety niezbyt różowo. I wcale nie trzeba być fachowcem od klimatu czy naturalnych ekosystemów, żeby to wiedzieć. Wystarczyło uważać na lekcjach biologii i geografii w szkole (podstawowej). Jestem mniej więcej rówieśnikiem Łukasza Wantucha i pamiętam, co było w programie w czasach, gdy obaj uczęszczaliśmy do szkoły.
Tu zakładam, że - w przeciwieństwie do Grety Thunberg - Pan Łukasz lubił chodzić do szkoły.
Praktycznie w każdym miejscu na Ziemi klimat już jest lub niedługo będzie zbyt ciepły dla roślin i zwierząt, które żyją tam dziś. Zwierzęta (w tym ludzie) mogą próbować migrować, ale rośliny? Przystosować się nie zdążą - ewolucja działa skutecznie w dłuższej skali czasu - więc najpewniej wyginą.
Oznacza to załamanie dotychczasowych ekosystemów i zastąpienie ich innymi - na przykład w miejsce lasów deszczowych będziemy mieli coś na kształt sawanny, a w miejsce tajgi - step. I faktycznie, towarzyszyć temu będą "gigantyczne susze i pożary", dodatkowo napędzające zmiany klimatu.
A może to i dobrze? Co prawda, mieszkać nie będzie się dało, powiedzmy, w pasie między zwrotnikami, ale coś za coś, skoro nastąpi "przesunięcie strefy wegetacji daleko na północ"?
Nic z tego. Nie skorzysta na tym nikt, nawet Rosja, ani Kanada, ani tym bardziej Polska - o czym więcej zaraz.
W miejscu, gdzie dziś mamy tundrę, lub gdzie rosną lasy borealne - tajga, nie powstanie żaden nowy Spichlerz Świata. Powody są przynajmniej dwa. Po pierwsze, tamtejsze gleby są zbyt ubogie, a nowe szybko nie powstaną. Po drugie, nie zmieni się długość dnia i nocy, tak różna w różnych porach roku, zupełnie przecież inna niż w niższych szerokościach geograficznych. Istnieje na przykład coś takiego jak noc polarna!
Z ocieplenia nie skorzystamy też w naszym kraju. W Polsce zmianę klimatu widać zresztą już dziś gołym okiem - terytorium naszego państwa jest przynajmniej o dwa stopnie Celsjusza cieplejsze niż jeszcze 40 lat temu. Dlatego dla niektórych gatunków drzew już jest zbyt ciepło lub zbyt sucho, a niedługo polskie lasy najprawdopodobniej będą zamierać. I faktycznie będzie trawić je ogień. Co powstanie w ich miejsce, trudno powiedzieć, ale raczej nic, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. I nic, co uznalibyśmy za lepszą alternatywę dla dzisiejszych lasów, nawet tych gospodarczych - "plantacji desek".
Bardzo ucierpi też polskie rolnictwo. Będzie zbyt gorąco, by opłacało się uprawiać rośliny, które uprawialiśmy przez stulecia.
Może Łukasz Wantuch naprawdę wierzy, że Polska może stać się za to potentatem w produkcji cytrusów, oliwy i winogron, ale na to bym specjalnie nie liczył. Ważna jest bowiem nie tylko temperatura, ale też choćby dostęp do wody. A z nim w naszym kraju już jest kiepsko, a z czasem może być coraz gorzej. W razie wątpliwości odsyłam do artykułu o wiele mówiącym tytule "Drzewka pomarańczowe? Raczej susze i grad".
Mimo to Wantuch twierdzi, że "na pewno koszty walki z globalnym ociepleniem znacznie przewyższają straty nim spowodowane".
Serio? Czy to jest opinia, czy może były radny ma pod ręką jakieś poważne wyliczenia? To byłoby szalenie ciekawe, bo wedle mojej najlepszej wiedzy jest dokładnie na odwrót - koszty i straty związane ze zmianą klimatu wielokrotnie przewyższą wydatki na walkę z nią. Warto by też zapytać, czy Łukasz Wantuch wziął pod uwagę, poza stratami w rolnictwie, na przykład koszty związane z zalaniem przez Bałtyk terenów przybrzeżnych - Żuław, dużej części Gdańska i wielu innych polskich miejscowości?
Albo czy uwzględnił to, że coraz więcej ludzi będzie umierać każdego lata z powodu upałów (co obserwujemy zresztą już teraz). Lub to, że pojawią się u nas choroby tropikalne, takie jak denga, a być może także malaria i zika?
Pomijając już taką "drobnostkę", że zupełnie realna jest niestety pełnoskalowa katastrofa klimatyczna: destabilizacja systemu klimatycznego. A wtedy "określone katastrofalne konsekwencje", o których wspomina Wantuch, będą naprawdę katastrofalne. I będą dotyczyć praktycznie całej planety. W tym z pewnością terytorium naszego kraju.
Faktycznie zwykle "warto jest włączyć myślenie", dokładnie tak jak radzi Łukasz Wantuch. Jednak jeśli nie dysponuje się choćby elementarną wiedzą o otaczającym nas świecie, to może nie zawsze warto dzielić się z innymi owocami swoich przemyśleń.
A nam pozostaje się jedynie cieszyć, że Pan Łukasz Wantuch nie pełni już obowiązków radnego w drugim co do wielkości polskim mieście. Podobno żadne ugrupowanie polityczne go nie chciało.